USA - Road Trip cz. I - Parki Narodowe

Trzytygodniowy road trip po zachodniej części Stanów Zjednoczonych, to moja najdłuższa i najciekawsza podróż. Postanowiłam ją podzielić na trzy części, zaczynając od relacji z Parków Narodowych, które udało mi się zobaczyć.

W sumie w USA przejechaliśmy 6400 km, zaliczając przy tym 6 parków. Które najbardziej polecam? O tym dowiecie się na końcu tekstu.



Swoją przygodę z naturą rozpoczęliśmy od odwiedzenia Doliny Śmierci (Death Valley). Miejsce to słynie z bardzo wysokich temperatur i ma pustynny charakter. Wjazd do parku jest płatny, jednak nam udało się to ominąć (nieświadomie!). Jeżeli chcecie zaoszczędzić kilkanaście dolarów, po prostu nie zjeżdżajcie do miejsca płatności (możecie nawet go nie zauważyć, więc aż tak im chyba nie zależy na kasie). Death Valley National Park mieści się nie daleko Las Vegas, więc jeżeli ktoś planuje pobyt w stolicy hazardu, to jest to świetny pomysł na urozmaicenie sobie podróży. W parku polecam szczególnie Zabriskie Point i wyschnięte, słone (naprawdę słone - Marta potwierdzi!) jezioro Badwater. Jest to najniżej położone miejsce w Ameryce Północnej - 86 m p.p.m. Punkt widokowy Zabriskie pozwala nam ujrzeć skalisto-piaszczyste wzgórza w żółtym kolorze - warte wejścia. Z punktu wybierzcie się do wyschniętego zbiornika Badwater. Dnem jeziora możecie udać się na spacer na środek tego piekiełka. Nie zapomnijcie o wodzie i nakryciu głowy! W maju była temperatura do wytrzymania - coś ok. 34' C, ale latem dochodzi tam aż do 55' C. Dla najwytrwalszych odbywa się tam jeden z najsłynniejszych ultramaratonów! Plotki mówią, że asfalt o tej porze jest gorący, że jajko surowe zamieni się na sadzone - my nie próbowaliśmy, ale może warto?
Z Doliny Śmierci jest niedaleka droga do Zapory Hoovera, która ma 221 m wysokości od skalnej podstawy do korony, najwyższej tamy na świecie. Ilość wylanego betonu w tym miejscu jest przeogromna, ale co najciekawsze w samej zaporze jest, że łączy dwa stany Nevada i Arizona. Granica ta jest nie tylko granicą stanów, ale również granicą czasu, ponieważ oba te stany dzieli godzina różnicy. Bardzo szybko, więc możemy oszukać czas i być godzinę starsi lub młodsi, zależy z której strony pójdziemy. Drugą ważną różnicą jest, że w Nevadzie możesz posiadać broń, a w Arizonie nie. Osoby, które spacerują po zaporze muszą wziąć to pod uwagę i najlepiej ją schować.






Naszym kolejnym wybranym parkiem, był Grand Canyon National Park, najbardziej rozpoznawalny i kojarzący się z zachodnią częścią Stanów Zjednoczonych park. Ogromny kanion, w środku którego płynie rzeka Kolorado. Możliwości zwiedzania parku jest kilka, m.in. wodna wycieczka rzeką Kolorado, lot helikopterem oraz spacer po szczytach. My wybraliśmy trzecią opcję. Przed wjazdem na teren parku musieliśmy zakupić bilety wstępu, najlepszym rozwiązaniem jest karta "America the Beautiful". Karnet ten kosztuje $80/auto i pozwala wjechać na teren wszystkich parków narodowych w USA przez okres 1 roku od zakupu. Obowiązkiem jest wpisać co najmniej jednego właściciela karty, który będzie w pojeździe przekraczającym bramy parków. Miejsce na wpisanie drugiej osoby warto zostawić puste i po zakończeniu podróży odsprzedać kartę. My właśnie tak zrobiliśmy. Karnet ten kupicie przy wjeździe do każdego parku w USA. Grand Canyon, czyli piękno skał w odcieniach od bordowego, przez czerwony, fioletowy do pomarańczowego. Miejsce bardzo piękne, a i odpocząć na ławeczce z piwkiem można sobie odpocząć. Fantastyczne jest to, że nikt się nie czepia takich spraw w USA. W parku warto pojawić się od rana, ponieważ później może być problem z miejscem parkingowym. Mimo, że infrastruktura jest bardzo rozwinięta, to każdy szuka miejsca w cieniu na parkingu. Jeżeli przewozicie coś w aucie, co nie powinno przebywać w słońcu, warto o tym pomyśleć. Po samym parku narodowym jest zakaz poruszania się własnymi autami, do głównych miejsc kursują wewnętrzne busy i rozwożą turystów, a następnie czeka na nas spacer ścieżkami parku.



Zostając w klimacie wysokich temperatur, skalistych widoków zajechaliśmy do Monument Valley. Każdy z nas chyba w niedzielne popołudnie obejrzał (chociaż urywek) western z klimatem dzikiego zachodu. I tak! To własnie tutaj nagrywali większość tych filmów. Wjazd do Monument Valley jest osobno płatny (nie wchodzi w annual pass "America the Beautiful") i wynosi $20/auto. Wynika to z tego, że dolina mieści się na terenie Indiana Navajo, a ten natomiast na Indian Country, gdzie prawo i porządek stanowione są przez Indian. Rdzenni mieszkańcy USA dbają o swoją kulturową odrębność i nie spotkamy na ich terenach dużych, zabudowanych miast, ale już dzikie konie galopujące po czerwonej równinie to codzienność. Wracając do najpopularniejszej ich doliny, możemy skorzystać z wycieczek terenowych za $75 lub samodzielnie wybrać się na podróż po skalistej, zakurzonej i nierównej drodze Valley Drive. Odcinek ten ma ok. 27 km, my jednak odpuściliśmy, ponieważ nie chcieliśmy ryzykować jakiejś awarii wypożyczonego auta. Na terenie parku znajduje się też sklep z indiańskimi pamiątkami, można przymierzyć kowbojski kapelusz czy uwierzyć w moc łapacza snów.


Po indiańskiej przygodzie skierowaliśmy się na północ, do mojego wymarzonego i wyczekiwanego Yellowstone National Park. Jeżeli ktoś kiedykolwiek oglądał przygody Misia Yogi, to na pewno o parku słyszał. Na parku było zdecydowanie chłodniej niż w poprzednich, które odwiedziliśmy, mijaliśmy nawet miejsca, gdzie utrzymywał się jeszcze śnieg. Warto, więc wyposażyć się w kurtkę jadąc w poszukiwaniu niedźwiedzi. Yellowstone jest to najstarszy i największy park w USA, słynie głównie z gejzerów Old Faithful i Steamboat oraz gorących źródeł Grand Prismatic. Osobiście najbardziej liczyłam na spotkanie z niedźwiedziem, niestety nie miałam na tyle szczęścia, aby go spotkać. Warto jednak było odwiedzić ten park dla bizonów, które chodziły przy drodze, a jak się położyły, to tworzyły się ogromne korki do momentu, kiedy nie postanowiły opuścić swojego miejsca. Największe wrażenie wywarły na mnie gorące źródła, które tworzyły kolorowe dna z błękitną wodą. Coś pięknego! Popularne gejzery, czyli Old Faithfull, który wybucha o godzinach wskazanych w Visitor Center, nie urzekły mnie w ogóle - można zobaczyć i tyle.  Na koniec podjechaliśmy na wybrzeże jeziora Yellowstone, jezioro z lodowymi krami usytuowane u stóp Gór Skalistych (Rocky Mountains). Kolejny park, do którego pod względem infrastrukturalnym nie ma zastrzeżeń. Wszystkie drogi są opisane i oznakowane, parkingi duże i zadbane ścieżki piesze. Do każdego miejsca da radę się swobodnie dostać. W Visitor Center znajdują się restauracje, sklepy z pamiątkami i mini muzeum. Na wjeździe do parku otrzymacie mapkę, więc nie przejmujcie się na pewno wszędzie traficie!










Przedostatnim parkiem był Yosemite National Park. Najpiękniejsze, najbardziej urokliwe miejsce w jakim kiedykolwiek byłam. Jeżeli miałabym wskazać miejsce w zachodnich USA, do którego chciałabym wrócić to właśnie tutaj. Park ten znajduje się pomiędzy San Francisco i Los Angeles (bliżej z LA). Na wstępie polecam - zagospodarujcie sobie w tym miejscu co najmniej 2 dni. My zdecydowaliśmy się niestety na jeden i bardzo tego żałuję. W Yosemite są miejsca noclegowe oraz wiele pól namiotowych, ale radzę zarezerwować wcześniej! Śpiąc w sercu natury, na pewno warto wybrać się na piesze wycieczki po lesie, pod wodospadami, czy dla fanów sportów ekstremalnych na wspinaczki na monolity. Jadąc po parku, co chwilę zatrzymywaliśmy się w celu zrobienia kilku - kilkunastu zdjęć. Główną atrakcją parku są granitowe monolity (np. El Capitan - największy monolit na świecie!), wodospad Yosemite Falls (piąty najwyższy wodospad na świecie) oraz licznie zamieszkujące okolicę jelenie. Zwierzęta te są tak przyzwyczajone do obecności turystów, że nie płoszą się nawet w odległości kilku metrów od człowieka. Przejechaliśmy z centrum doliny do jej najwyższych punktów. Jadąc w stronę Glacier Point - najwyższy punkt widokowy, warto zatrzymać się przy Tunnel View (punkt przed wjazdem w tunel, więc stąd jego nazwa). Właśnie Tunnel View zrobił na mnie największe wrażenie. Zaparkowaliśmy auto i przeszliśmy na drugą stronę ulicy, aby podziwiać najpiękniejszy widok jaki widziałam i ukazujący całą dolinę Yosemite. Z najwyższego punktu Glacier Point możemy ujrzeć potężne, granitowe szczyty monolitów i wodospad Yosemiste Falls. Przy odrobinie szczęścia spotkacie tam wiewiórki, które chodzą pomiędzy turystami lub wygrzewają się na skałach. Wielu turystów wchodzi na skały poza wyznaczonymi szlakami, na pewno łatwiej zrobić dobre zdjęcie bez innych ludzi w tle, ale strażnicy pilnują tych miejsc. Nie wiem czy są jakieś konsekwencje z tego tytułu oprócz nieprzyjemnej rozmowy. Jeżeli lecicie do Los Angeles i znajdziecie 1-2 dni, to zdecydowanie musicie odwiedzić ten park. Ba! Śmiem twierdzić, że wręcz powinniście tak zagospodarować swoim czasem, aby się tam znaleźć. Numer JEDEN!








Ostatnim parkiem był Sequoia National Park, który znajduje się bardzo blisko Yosemite, więc można zaliczyć dwa w jednym. To właśnie tu rosną sekwoje giganty, gdzie czujesz się jak mrówka. Zwiedzając park, wybraliśmy szlak prowadzący pod największe drzewo świata, czyli General Sherman's Tree. Prawda jest taka, że gdyby nie tłum ludzi pod wskazanym drzewem, przeszlibyśmy obok. Chcieliśmy również odwiedzić Cristal Cave, która pokazywała podziemny świat parku, ale niestety w tym przypadku droga była zamknięta i nie dojechaliśmy we wskazane miejsce. Może Wam się uda.

























W czasie trwania naszej przygody zobaczyliśmy uroki 6 parków z ponad 400 w USA! Jest to kropla w morzu, ale w Stanach odległość ma zupełnie inne znaczenie niż w innych krajach. Jeżeli zdecydujecie się na podróż do zachodniej części USA, na pewno odwiedźcie Yosemite National Park, Grand Canyon National Park i Death Valley National Park. Wszystkie parki mają dostosowaną infrastrukturę do przybywających turystów. Parki te pozwalają poznać naturę, dotknąć i poczuć. To co mi się rzuciło w oczy, to wszędzie masz dostęp (za wyjątkiem miejsc niebezpiecznych). Zwierzęta żyją tam swoim życiem i to Ty masz się dostosować do ich środowiska. Czym przeważają nad polskimi parkami? Nie ma zwierząt za płotem, czy wejście pod wodospad jest niemożliwe. Tam możesz zmoknąć pod wodospadem, zrobić zdjęcie sarnie z 2 metrów i zobaczyć bizona z 1,5 m. Jedźcie tam i poczujcie to sami!