Ostatnie tchnienie zimy w Londynie

AKTUALIZACJA! VLOG obejrzysz TUTAJ!
Piątek, godzina 16.30 lądujemy na lotnisku w Londynie (Stansted). Wita nas piękne słońce, wiosenne powietrze i ok. 15 stopniowa temperatura. Patrzę jeszcze raz na prognozowaną pogodę i jak byk wyświetla się informacja, że temperatura w sobotę i niedzielę ma oscylować blisko 0. Nie wierzę, że tak diametralnie może się to zmienić, a jednak…






















W sobotę rano po spojrzeniu przez okno już wiedziałam, że będziemy się ociągać z wyjściem na krótkie zwiedzanie. Mieszkaliśmy w zachodnim Londynie, spokojnej dzielnicy blisko Chelsea, więc za pierwszy punkt zwiedzania wybraliśmy sklep elektroniczny. Dlaczego? GoPro bez karty SD nie ruszy, a nie po to latamy tu i tam z kamerką, aby wrócić bez materiału. Jak to mówią „kto nie ma w głowie, musi mieć w nogach”, tym razem musieliśmy mieć w portfelu. Zakupy zrobione (czemu ten funt jest taki drogi 😞), możemy się udać na pierwszy sobotni punkt na mapie – stadion Chelsea Londyn. Była to nagroda pocieszenia dla P. za odwołany mecz Tottenham – Newcastle. Obowiązkowa fotka pod stadionem i piwko w pubie „Frankie’s Sport”.


Pogoda nas nie rozpieszczała, było wietrznie i padał śnieg, ale moim jednym z głównym celów podróży była ściana kwiatów na King’s Road. Szliśmy tam specjalnie 40 minut, aby poczuć odrobinę wiosny podczas załamania pogody w Londynie. Po długich poszukiwaniach, trafiliśmy do The Ivy Garden. Jest to kawiarnio – restauracja, która słynie z pięknych kwiatów i to tutaj przed wejściem można zrobić piękne zdjęcie, ale nie tego dnia co byłam. Nie wiem czy ze względu na pogodę, ale ściany kwiatów nie było, zdjęcia nie było i tak pierwszy cel zakończył się niepowodzeniem. Ogólnie ruch w tym miejscu niesamowity i wejściówki tylko z wcześniejszą rezerwacją.  

Głodni i zmarznięci udaliśmy się w kierunku Tower Bridge. Jako środek transportu wybraliśmy metro. Każdy podróżujący metrem musi mieć kartę Oyster lub kartę płatniczą zbliżeniową wydaną prawdopodobnie w UK, ponieważ nasza niestety nie działała i musieliśmy kupić Oyster. Karta jest wydawana za kaucją 5 funtów i doładowujesz wybraną kwotą w biletomacie. Dużym plusem w/w karty jest, że maksymalnie w ciągu dnia wydasz na przejazdy komunikacją (metrem, autobusem) 6,70 funtów. Po wykorzystaniu tej kwoty przestaje Ci naliczać opłatę, ale za każdym razem musisz się odbijać. Na koniec kartę zwróciliśmy w centrum obsługi klienta na dworcu Victoria Station skąd odjeżdżają autobusy na lotnisko i kaucja wraz z niewykorzystanymi środkami wróciła na konto.





Tower Bridge mój ulubiony symbol Londynu. Obowiązkowe zdjęcie przy moście i uciekaliśmy z nad wietrznej Tamizy w końcu coś zjeść. Trafiliśmy do „The horniman at hays” i oczywiście zdecydowaliśmy się na herbatę i fish&chips. Było smaczne, ale znowu po zjedzeniu żałowaliśmy. Zdecydowanie kuchnia angielska jest za tłusta i za ciężka dla nas, więc przy kolejnej wizycie będę to danie omijać szerokim łukiem. Po obiedzie skierowaliśmy się wzdłuż Tamizy do mostu Millenium. Przechodząc na drugą stronę trafiliśmy pod Katedrę św. Pawła z widowiskową kopułą. Z ciekawostek udział we mszy w niedzielę kosztuje 6 funtów! Katedra musi robić piorunujące wrażenie, szczególnie podczas zachodu słońca, my jednak wymarzonego słońca się nie doczekaliśmy podczas weekendu. Stamtąd pojechaliśmy autobusem do centrum (Big Ben, Buckingham Palace widzieliśmy podczas naszego pierwszego pobytu kilka lat temu, dlatego nie skupialiśmy się na tym tak bardzo, ponadto Big Ben aktualnie otoczony jest rusztowaniem). Krótki postój na foto przy klasycznej czerwonej budce i wsiedliśmy w czerwony, piętrowy autobus, który odwiózł nas do domu.






















Wydarzeniem, od którego zaczął się pomysł na trip do Londynu, była impreza w klubie KOKO z DJ Luciano (rezydent na Ibizie). Jako fani muzyki klubowej postanowiliśmy sprawdzić jak się bawi Londyn. Klub, który niegdyś był teatrem i wystawia teraz sztukę ze zdecydowanie mocniejszym brzmieniem. Jeżeli będziecie kiedyś w Londynie i lubicie muzykę klubową i chcecie potańczyć na jednym z balkonów z dobrym widokiem na scenę i dja, to koniecznie odwiedźcie KOKO w Camden Town. Śledźcie jednak wydarzenia, ponieważ odbywają się tam również koncerty, występowała m.in. Maryla Rodowicz 😁. Z imprezy w ramach oszczędności wracaliśmy komunikacją nocną, która funkcjonuję całkiem nieźle (4 nitki metra co 8-12 min + autobusy do 30 min). Warto sprawdzić przy wysokim przeliczniku na złotówki 😉. W niedzielę zostawiliśmy sobie już tylko szybkie zakupy w Primarku (TAK! Nie mogłam się powstrzymać :D) i musiałam kupić moje ukochane SHORT BREAD! Najprostsze, najtańsze, ale najlepsze ciastka na świecie! Po mojej drugiej wizycie w Londynie, gdzie niestety pogoda nie dopisała, ale zobaczyłam jak się bawią Londyńczycy oraz gra Vagabundos, pozostanie mi wrócić tam już tylko do studia Warner Bros na Harrego Pottera.